Kolejne spotkanie w strzeleckich więzieniach

Chcę Wam dziś opowiedzieć o naszej kolejnej wizycie w strzeleckich więzieniach. Pojechałam tam z Gosią.


W środę, 27 kwietnia, wieczorem, dojechałyśmy do Barki, która jest starym, odnowionym  folwarkiem, położonym w szczerych polach. Barkowicze już na nas czekali w kaplicy i uczestniczyliśmy razem we mszy świętej, modląc się za ich kolegę, p. Franciszka, który zmarł tego właśnie dnia. Tam też spędziłyśmy noc. W czwartek rano, przed ósmą, zatrzasnęły się za nami drzwi Zakładu Karnego nr 2.

 

Przychodzisz Panie mimo drzwi zamkniętych
Jezu Zmartwychwstały ze śladami męki.
Ty jesteś z nami, poślij do nas Ducha
Panie nasz i Boże uzdrów nasze życie.

 

Tym razem przyjechałyśmy do naszych braci z tą właśnie modlitwą. Żeby przeżyć razem paschalne spotkanie. Za zamkniętymi drzwiami.
Zaczęliśmy od mszy świętej z kilkuosobową grupą, tzw. „petka”- osoby pierwszy raz karane. Po mszy chwila spotkania przy wspólnej kawie. Większość z nich traktuje ten pobyt w więzieniu jak dziwny przypadek, nie bardzo go łącząc ze swoim życiem…
Koło 9-tej zaczynają schodzić się ci, którzy są tu zbyt długo, by nie zrozumieć związku pomiędzy swoimi  życiowymi wyborami a tym miejscem do bólu doskwierającej izolacji. Nasze przywitania zaczynają być coraz bardziej rodzinne. Ktoś z radością ogłasza, że dostał pozwolenie na pracę na zewnątrz, ktoś inny, że „ już tylko do sierpnia !”, jeszcze inny, że jego wnuczek zmarł… Pytają o Kasię, która tym razem nie mogła przyjechać. Przekazują pozdrowienia.


Zaczęliśmy od 10-cio minutowego filmu o ms Magdalenie. Po nim krótka wymiana wrażeń. Mała siostra Magdalena opowiadając o swojej podróży po Francji z filmem przedstawiającym jej przyjaciół nomadów mówi tam tak: „Pragnęłam tak bardzo, żeby ludzie odkryli moich przyjaciół, a zwłaszcza, żeby ich kochali. Tylko przyjaźń może wypełnić przepaść między ludami i różnymi religiami.” I to był bardzo dobry wstęp do opowiadania Gosi, która 5 lat swojego życia spędziła  wśród słowackich Romów. Pokazała nam zdjęcia z Brezna oraz z ich miesięcznych „wakacji” w romskiej osadzie w Secovce z takim zapałem, jakby chciała, żebyśmy i my odkryli i pokochali jej przyjaciół. Zrobiło to ogromne wrażenie na naszych słuchaczach… Patrzyłam na ich twarze podczas opowieści Gosi, byli bardzo przejęci… zadawali pytania… Podczas przerwy na kawę podszedł do mnie Arek, o którym pisałam w poprzednim liście, prosząc was o modlitwę za niego. „Siostro, dziękuję za modlitwę”.  A ja mu na to: „Człowieku! Czy Ty wiesz ilu ludzi modliło się za Ciebie?!” I opowiedziałam mu, że poprosiłam wszystkich odwiedzających stronę www.malybrat o modlitwę za niego. Zaszkliły mu się oczy a na ciele  dostał gęsiej skórki… Ta modlitwa podziałała, bo Arek zdecydował się na krok nawrócenia, ale odwracanie się od zła, kiedy nawyki są tak głębokie, jest bardzo trudne – jak to wyznał. Dlatego wspierajcie go dalej.


Po kawie – dzielenie Ewangelią. Porozmawialiśmy sobie o tym, co wydarzyło się tamtego wieczoru, pierwszego dnia po szabacie, kiedy to Jezus wszedł do wieczernika pomimo zamkniętych drzwi i jak dał się rozpoznać nie po twarzy i nie po głosie, ale po ranach. Rozmawiamy o naszym strachu. „Boję się wyjść na wolność” – wyznał przed całą grupą (około 60-cioosobową!) pewien młody chłopak. „Jestem sam. Nie mam nikogo z rodziny. Będę sam kowalem swojego losu. Czy ja dam radę?”  Mówimy też o wielkiej wyrozumiałości Jezusa dla swoich uczniów, o Jego wychodzeniu naprzeciw naszej niewiary, o pozwoleniu dotykania Jego ran, o naszym ciele – jakie ono będzie po zmartwychwstaniu. Ktoś miał wątpliwości, czy Jezus da radę nas wskrzesić z tych współczesnych, betonowych grobów, albo czy wskrzesi ciało po kremacji. Rozmowa w końcu zeszła na dramatyczną różnicę wyborów Jezusowych uczniów: Piotra i Judasza, na siłę przebaczenia ( również sobie), która może nas odrodzić i na siłę rozpaczy, która może nas zniszczyć.


Nasze rozmowy zakończyliśmy wspólną Adoracją i wołaniem do Ducha : „ Dotknij w sercach naszych ran, uzdrów je miłością swą, łaską swoją ulecz nas, niech Twój obraz żyje w nas…”
Po obiedzie przygotowanym specjalnie dla nas przez kaplicowego Heńka przemieściłyśmy się do Zakładu Karnego nr 1. Tam również witano nas serdecznie. Program ten sam, ale ludzie inni i rozmowy nieco inne. O 18.45 wyszłyśmy z tego miejsca o wielu zamkniętych drzwiach…


Krysia i Gosia