Pada. I to zmienia wszystko, ponieważ nie da się pracować w polu w takim deszczu. Około 7 rano, my trzy, jak i 40 naszych kolegów z pracy, spoglądamy w niebo, by stwierdzić … dzisiaj nie pracujemy! Przybyłyśmy przed dwoma miesiącami do regionu Trentino (okolice Trydentu), aby pracować przy zbiorach jabłek. Czas zbiorów się kończy, jeśli pogoda dopomoże, czekają nas jeszcze dwa dni pracy, na razie drugi dzień „stoimy”.
Po raz drugi trzy małe siostry zostały zatrudnione przez agencję rolniczą Coldiretti. Jesteśmy z trzech regionów: Juana z Hiszpanii, Carmela z Włoch i Hiacynta z Polski, by wspólnie pracować z licznie przybyłymi ludźmi z innych krajów. Jesteśmy zadowolone, a często także dobrze zmęczone, przeżywając długi dzień w małych ekipach (8-9 pracowników), gdzie osoby z krajów niegdyś wrogich (np .Rosja – Polska) razem pracują, pomagają sobie, poznają się i radują się tym. Wyzwanie językowe jest również wielkie, ponieważ mamy kolegów z Rumunii, Bułgarii, Albanii, Somalii, Mali, Maroka, Tunezji, Algierii i Włoch. Prawie wszyscy mówimy trochę po włosku, a jeśli nawet ktoś nie mówi, to gesty, pomoc innych, nauka kilku słów w rodzimym języku tej osoby, wystarcza. Podczas wspólnej pracy znajdujemy czas, by porozmawiać, by opowiedzieć o rodzinie pozostawionej daleko, o dzieciach, które tak szybko rosną, czy o sytuacji politycznej i ekonomicznej swego kraju. Stawiano nam dużo pytań. Dla wielu to pierwszy raz, gdy widzą zakonnicę pracującą w polu. Są ciekawi dlaczego przyjechałyśmy, dlaczego jesteśmy siostrami, jak żyjemy… Wspólne życie pracy sprawia, że wzrasta zaufanie, które prowadzi do stawiania coraz głębszych pytań ( na ile znajomość języka pozwala) do dzielenia się swoimi smutkami, cierpieniem, ale też mądrością życiową.
Doświadczyłyśmy tak wielu drobnych i pięknych gestów przyjaźni: ciasto upieczone przez jednego z rumuńskich kolegów i przyniesione na pole, by poczęstować każdego z ekipy, ale jedna z nas otrzymuje trzy kawałki tego ciasta i słyszy : „weź też dla twoich sióstr”; kolega, który żyje na ulicy, przynosi nam pewnego dnia słodkie rogale, bo w budynku fundacji, gdzie otrzymuje posiłek wieczorny, poprosił także dla nas… ; Habib z Tunezji przyjechał nas zabrać po niedzielnej Mszy świętej na obiad do siebie, gdzie z jego żoną i dwoma małymi córeczkami spędziłyśmy piękny dzień…
Skrzyżowanie religii i tradycji (islam i chrześcijaństwo, katolicy i ortodoksi) zrodziło wiele konwersacji na temat wiary, modlitwy, sposobu życia… i „Jedynego Boga, który kocha i towarzyszy nam wszystkim we wszystkim” - to słowa jednego z naszych kolegów, Albańczyka muzułmanina.
Nasz dzień zaczyna się wcześnie medytacją Ewangelii dnia, aby pozwolić zamieszkać Słowu, by uczyniło z naszej codzienności nawiedzenie… oraz wspólną modlitwą jutrzni przed wyruszeniem do pracy. Większość dni pracowałyśmy 9 godzin z jedną półtoragodzinną przerwą w południe na obiad, który jadłyśmy z innymi na miejscu, każdy to, co z sobą przyniósł. Powrót do domu (ok.18.30) to czas na gotowanie, pranie, sprzątanie, zakupy, przygotowanie do następnego dnia pracy, a także modlitwę i ciszę, późnym już wieczorem. Szukamy momentów, aby się poznać między nami i tworzyć fraternité.
Praca w polu jest intensywna i tak bardzo zależy od pogody, dlatego pracowałyśmy nawet kilka niedziel. To było piękne spotkać innych kolegów na Mszy świętej wieczornej i móc wymienić, zmęczone i ufające spojrzenie u Pana Życia. W trakcie pracy zdarzały się momenty, kiedy pracowaliśmy spokojniej, w ciszy, i wtedy wracało Słowo medytowane tego poranka, kanon z Taizé śpiewany w czasie jutrzni lub któryś werset psalmu, nucony teraz dla Pana pośrodku natury w zmęczeniu, pomagając nam wzrastać w cierpliwości i bezinteresowności. Praca w zespole nie zawsze jest łatwa, ponieważ zmęczenie pochłania naszą wspaniałomyślność, potrzebę przebaczenia i proszenie o nie drugiego. To piękne przeżywać wzajemną kruchość i słabość, a jednocześnie braterstwo razem z naszymi kolegami…
Kiedy przybyłyśmy tutaj po raz pierwszy (Juana była tu w ubiegłym roku z Katią i Anią Janą) w dwóch wioskach: Romagnano i Ravina, tworzących jedną parafię, przyjęto nas z sympatią. W tym roku oczekiwano nas, pytano o siostry, które były wcześniej, zapraszano na wspólny posiłek, okazując w ten sposób zadowolenie z obecności wspólnoty zakonnej, która żyje pomiędzy nimi, nawet na tak krótki czas. W tym roku udało się nam uczestniczyć w świętach obu wiosek, procesjach, nieszporach… Ta obecność dała nam wszystkim wiele radości.
Dwie małe siostry pochodzą z tego regionu: Anna –Rita (Filipiny) i Fiorella (regionalna we Włoszech). Ich bliscy dali nam odczuć, że należymy do rodziny i czułyśmy się u nich jak w domu. Mogłyśmy liczyć na nich w każdej drobnej sprawie jak udzielenie informacji, podwiezienie samochodem, skorzystanie z telefonu czy internetu, gdy była taka konieczność. Dzięki nim również poznałyśmy trochę tę cudowną część Włoch: Dolomity, jezioro Garda…
W tym roku lato było trudne w różnych krajach Europy, jeśli chodzi o napływ cudzoziemców, także tych, którzy przemieszczają się tylko ze względu na prace. Tylko we Włoszech zmarły cztery osoby na południu przy zbiorach pomidorów. Dla Fraternité wydaje się być ważne dołączyć do naszych braci i sióstr, by dzielić w jakiś sposób ich warunki pracy. W świecie, który buduje mury, który boi się odmienności, debatuje o różnicach, my chcemy, na ile to możliwe w naszej małości, być świadkami jedności, żyć razem i pracować razem, mimo trudu i wysiłku, który jest tego warty.
Bogactwo relacji, kontaktów, poszerzanie własnych horyzontów… i nie tylko dla nas, rodzi się Królestwo… dla wszystkich, jak małe ziarenko przyszłej jabłoni, które trzeba chronić, pielęgnować. I mieć nadzieję, że i owoce zobaczymy w obfitości dla wszystkich. Razem.
Wasze małe siostry: Juana, Carmela i Hiacynta
Zobacz zdjęcia w galerii zdjęć.