Doświadczenie czułej miłości Boga

Innemu z przyjaciół, H. de Castries, który zachwiał się w wierze, opowiada o swym nawróceniu: „Podczas mego pobytu w Paryżu, drukując opis podróży do Maroka, znalazłem się pośród osób bardzo inteligentnych, szlachetnych i wierzących; powiedziałem sobie wtedy (proszę wybaczyć sposób wyrażania się, powtarzam głośno swoje myśli): być może religia ta nie jest absurdalna.

Równocześnie powodowała mną jakaś niezmiernie silna wewnętrzna łaska: zacząłem chodzić do kościoła nie wierząc, czując się dobrze tylko tam i spędzając długie godziny na powtarzaniu tej dziwnej modlitwy: Boże mój, jeżeli istniejesz, spraw, bym Cię poznał.

Syn marnotrawny został przyjęty nie tylko z niewypowiedzianą dobrocią, bez skarcenia, bez wyrzutów, bez jakiejkolwiek wzmianki o przeszłości, lecz nadto pocałunkami, szatą pierwotnej piękności i pierścieniem ukochanego dziecka. Nie tylko został w ten sposób przyjęty, lecz nadto ten błogosławiony ojciec szukał go i sprowadził z dalekich krajów. (Meditations sur les Saints Evangiles, 382)

Przyszło mi na myśl, że powinienem się czegoś dowiedzieć o tej religii - może w niej znajduje się prawda, w którą zwątpiłem. Powiedziałem sobie, że najlepiej byłoby pobierać lekcje religii katolickiej, tak jak wcześniej pobierałem lekcje arabskiego. I tak jak szukałem dobrego „thaleba", żeby mnie nauczył arabskiego, podobnie zacząłem szukać wykształconego księdza, żeby mi udzielił nauk na temat religii katolickiej...
Mówiono mi o znanym księdzu (o o.Huvelinie), byłym uczniu Ecole Normale. Zastałem go w konfesjonale; powiedziałem, że nie przychodzę się spowiadać, bo jestem niewierzący, ale chcę otrzymać kilka wyjaśnień na temat religii katolickiej..." (do H. de Castries, 14.08.1901).

Nie ma tak wielkiego grzesznika,tak zatwardziałego przestępcy, któremu byś nie ofiarował jawnie Raju, tak jak go ofiarowałeś łotrowi, za jedną chwilę dobrej woli. (Oeuvres spirituelles, s. 57)

„...Prosiłem o lekcje religii, on zaś kazał mi uklęknąć, wyspowiadać się i zaraz przyjąć Komunię Św." (Rekolekcje w Nazarecie, Ecrits spirituels, s. 82).
„Ojciec wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go... Przynieście najlepszą szatę i sandały, zabijcie utuczone cielę" (Łk 15).
„Mój Boże, jakże jesteś dobry! To właśnie uczyniłeś dla mnie! Tak, w młodości odszedłem daleko od Ciebie, daleko od Twego domu, od Twych świętych ołtarzy, od Twego Kościoła, do dalekiego kraju, do rzeczy bezbożnych, do stworzeń, do niedowiarstwa, do zobojętnienia, do ziemskich żądz... O jakże boleśnie daleko od Ciebie znajduje się ten kraj! Pozostawałem w nim długo, trzynaście lat, trwoniąc młodość w grzechu i szaleństwie. Twoją pierwszą łaską (nie pierwszą w życiu, gdyż Twoje łaski są niezliczone w każdej godzinie mego istnienia, lecz tą, w której widzę jakby pierwszą jutrzenkę swojego nawrócenia) jest to, że dałeś mi doznać głodu, głodu materialnego i duchowego; w swej nieskończonej dobroci dałeś mi doświadczyć trudności materialnych, które sprawiały mi cierpienie i spowodowały, że w tym szaleńczym życiu napotkałem ciernie. Dałeś mi doznać głodu duchowego, budząc we mnie głębokie pragnienie lepszego stanu moralnego, upodobanie w cnotach, potrzebę dobra moralnego... i tak powróciłem do Ciebie, z wielką nieśmiałością, po omacku, kierując ku Tobie tę dziwną modlitwę: „Boże mój, jeżeli istniejesz, spraw abym Cię poznał!" O Boże dobroci, który od mych narodzin nie zaprzestałeś działać we mnie i wokół mnie, by doprowadzić do tej chwili... z jaką czułością „wybiegłeś naprzeciw mnie, rzuciłeś mi się na szyję i mnie ucałowałeś"... z jakim pośpiechem przywróciłeś mi szatę niewinności... i na jaką boską ucztę, tak inną od uczty syna marnotrawnego, zaraz mnie zaprosiłeś... O jakże dobry jest ojciec syna marnotrawnego, Ty jednak jesteś tysiąckroć czulszy od niego! Wszak uczyniłeś dla mnie tysiąc razy więcej, niż on dla swego syna. Jakże jesteś dobry, mój Panie i mój Boże! Dziękuję... bezgranicznie dziękuję!" (Meditations sur les Saints Evangiles, 382).

Nie ma stanu tak pogardzanego, tak godnego pogardy, żebyś nie wydobywał z niego dusz, nie tylko po to, by je zbawić, ale by je uczynić swoimi ulubienicami, by je podnieść do ogromnej świętości. Z prochu ziemi wydobywasz zagubione drachmy podeptane przez ludzi i przywracasz im pierwotne piękno.

Nie traćmy nigdy nadziei ani wobec siebie, ani wobec innych, ani też wobec nikogo, choćby był pogrążony w nałogach i wydawałoby się, że zgasły w nim wszelkie dobre uczucia... Nie traćmy nigdy nadziei, nie tylko co do zbawienia, ale i co do możliwości osiągnięcia wspaniałej świętości. Bóg jest wystarczająco mocny...

Dobry Pasterz może sprowadzić do owczarni owce tak o jedenastej, jak i o pierwszej godzinie... Jego dobroć tak jak i moc nie mają ograniczeń. Pokładać we wszystkim nadzieję to nasz obowiązek, jak mówi Duch Święty ustami św. Pawła" (Meditations sur les Saints Evangiles, 100).

Gdyby Pan przyjmował tylko tych, którzy są tego godni, kogóżby przyjął? Czyż nie jest on miłośnikiem naszych dusz. Tym, który poszukuje nieustannie, jako pierwszy, ich miłości?... (Lettres a L. Massignon, s. 113)