O beatyfikacji Męczenników w Algierii

Na początku 2018 r. dotarła do Kościoła w Algierii wiadomość o beatyfikacji Męczenników, którzy w latach 90-tych, tzw „czarnych latach”, oddali swoje życie z miłości do ludu algierskiego.

Pomiędzy 19 męczennikami miał być beatyfikowany biskup Oranu, Pierre Claverie i stąd pojawiła się propozycja, by ta beatyfikacja odbyła się w Oranie, zwłaszcza, że prace renowacyjne bazyliki Santa Cruz były na ukończeniu.
Dziewięć miesięcy trwały rozmowy między Kościołem w Oranie i jego aktualnym biskupem Jean Paul Vesco, Watykanem a władzami Algierii, było to jakby długie „przygotowanie dróg Panu…” – bo kto chciałby przyjechać do tego wielkiego kraju o innej tradycji religijnej…?  
Dzień beatyfikacji, 8 grudnia 2018 roku, był pełen radości, dało się to zauważyć na twarzach mieszkańców - w całości prawie muzułmanów - którzy nam gratulowali mówiąc, jak bardzo i dla nich była ważna ta uroczystość. Wielu oglądało to wydarzenie w telewizji. Nazajutrz w miejscowych gazetach można było znaleźć bardzo życzliwe komentarze i obszerne relacje z beatyfikacji.
W czasie uroczystości odsłonięto afisz przedstawiający 19 błogosławionych z ich zdjęciami i imionami, a obok imiona ich braci i sióstr muzułmanów, również jak oni, ofiar terroryzmu. Pomiędzy nimi widniało imię Mohameda, 22-letniego kierowcy ojca Claverie. Beatyfikacji przewodniczył kard. Becciu, jako przedstawiciel Ojca św.
A oto kilka świadectw małych sióstr Jezusa, które uczestniczyły w tej uroczystości:
„Najbardziej w czasie beatyfikacji uderzył mnie pokój i głęboka radość, które dało się odczuć w tłumie ponad tysiąca osób zgromadzonych na placu katedry Santa Cruz”.
„Jestem członkiem grupy „Ribbat es-Salaam”( Więź pokoju), która gromadzi chrześcijan i muzułmanów we wspólnym poszukiwaniu Boga i drogi do Niego. (grupa ta spotykała się u trapistów w Tibhirine, spośród których 7 zostało zamordowanych w 1996 roku i zostało również beatyfikowanych 8 grudnia w Oranie). Czułam, że pragnienie, które mamy, by chrześcijanie i muzułmanie żyli w solidarności duchowej i komunii, w poszanowaniu naszych różnic, mogło się jakoś spełnić w tym wydarzeniu. Dało się to doświadczyć już w czasie czuwania 7 grudnia: śpiewy bractwa muzułmańskiego Alawiya pomiędzy śpiewami studentów subsaharyjskich, i bardzo wzruszające świadectwa: miedzy innymi siostry biskupa Claverie i matki młodego Mohameda, kierowcy biskupa, zamordowanego razem z nim, oraz testament brata Christiana przeczytany przez jego brata rodzonego… I 8 grudnia rano rodziny i przyjaciele jak również przedstawiciele Kościoła zostali zaroszeni przez cywilne i religijne władze algierskie do Wielkiego Meczetu, by oddać cześć 114 imamom i wszystkim tym, którzy ponieśli śmierć w tym czasie. Następnie władze algierskie wzięły również udział w celebracji w katedrze. Tak, błogosławieni pomagają nam dalej oddawać nasze życie każdego dnia, tak jak oni. Za to wszystko niech będą dzięki Panu!”
„Bardzo się cieszyłam, że to wspólne bycie, które jest naszym powszednim chlebem, mogło znaleźć swój wyraz w tym wielki dniu. Czułam bliskość pomiędzy chrześcijanami i muzułmanami, która wytworzyła się wokół naszych braci i sióstr błogosławionych. Radością było dla mnie pomagać w domu diecezjalnym św Eugeniusza, gdzie przygotowywano miejsca dla gości, przyjaciół i rodzin, które miały przyjechać do Oranu z okazji beatyfikacji”
„Podczas czuwania 7 grudnia dotknęło mnie szczególnie świadectwo brata Jean-Pierre, trapisty. Na pytanie „ Jak brat przeżył słowo z Ewangelii: jeden zostanie wzięty, drugi zostawiony”? (Mt 24, 40), odpowiedział, że odczuł duży niepokój. Czyżby nie był gotowy? Czyżby nie był godny bycia wziętym? Teraz jednak wie, że musi żyć dalej w wierności codziennym spotkaniom z muzułmanami, w poszanowaniu dla ich tożsamości i religii. Transmisja w katolickiej telewizji francuskiej KTO i w gazetach, komentarze do wiadomości podawanych przez Algierczyków pomogły rozpowszechnić informacje o tym wydarzeniu. Jakie jednak okaże się mieć znaczenie dla nas, którzy tu dalej żyjemy, dzieląc codzienność i wezwanie do modlitwy z naszymi braćmi muzułmanami?
Czuwaniu w przeddzień beatyfikacji, jak i samej uroczystości towarzyszyła ikona, której wizerunek zamieszczamy obok. Są na niej wszyscy błogosławieni – a w dolnym lewym roku jest postać bez aureoli. Jest to postać Mohameda, kierowcy biskupa Claverie, który zginął wraz z nim. Wiedział, że może go czekać śmierć, jednak został przy nim do końca.
A oto testament duchowy br Christiana, przeora trapistów z Tibhirine, którzy zostali straceni w 1996 roku i beatyfikowani pomiędzy 19 męczennikami 8 grudnia 2018 r. w Oranie:

Gdyby pewnego dnia zdarzyło się – a mogłoby to być już dzisiaj – że padnę ofiarą terroryzmu, który zdaje się obecnie zagrażać wszystkim cudzoziemcom zamieszkującym w Algierii, pragnąłbym, aby moja wspólnota, mój Kościół, moja rodzina pamiętali, że moje życie było oddane Bogu i temu krajowi. By zdali sobie sprawę, że Jedynemu Władcy wszelkiego życia to moje nagłe odejście nie było obojętne. By modlili się za mnie; bo jakże mogłem zostać uznany za godnego złożenia takiej ofiary? By potrafili związać moją śmierć z tylu innymi, które są równie okrutne, lecz pozostają ledwie zauważone i bezimienne.
Moje życie nie jest więcej warte niż jakiekolwiek inne. Ale też nie jest warte mniej. W każdym razie nie ma w nim niewinności dzieciństwa. Żyję już na tyle długo, że świadom jestem własnego udziału w złu, które niestety zdaje się przeważać na tym świecie, nawet w tym, które może we mnie uderzyć. Chciałbym, gdy ten moment nadejdzie, mieć umysł na tyle jasny, bym mógł prosić o przebaczenie Boga i wszystkich moich bliźnich i równocześnie przebaczyć z całego serca temu, który ugodzi we mnie.
Nie życzę sobie takiej śmierci. Myślę, że muszę to jasno powiedzieć. Bo nie wyobrażam sobie, jak mógłbym się cieszyć z tego, że naród, który kocham, miałby być oskarżony o zamordowanie mnie. To zbyt wysoka cena, za coś co prawdopodobnie zostanie określone jako „łaska męczeństwa”, by płacił ją Algierczyk, ktokolwiek nim będzie, nawet jeśli powie on sobie, że czyni to w imię po swojemu rozumianego islamu. Wiem, jaką pogardą świat darzy Algierczyków, wszystkich bez różnicy. I znana mi jest karykatura islamu, forsowana przez typ ludzi poprawnie myślących. Ci ludzie zbyt łatwo uspokajają własne sumienie, stawiając znak równania między religią i ideologią skrajnych fundamentalistów. Dla mnie Algieria i islam to dwie różne rzeczy, to ciało i dusza.
Stwierdzałem to już wielokrotnie, w pełni świadom tego, co im zawdzięczam. Często odnajdywałem w nich prostą nić przewodnią Ewangelii, tak jak nauczyła mnie jej moja matka, mój pierwszy Kościół –właśnie tu, w Algierii, już wtedy  w postawie szacunku wobec muzułmanów. Moja śmierć zapewne okaże się argumentem dla tych, którzy uważali mnie za naiwnego idealistę. „Niech nam powie teraz, co o tym myśli”. Ale niech ci ludzie wiedzą, że wtedy moja najbardziej dociekliwa ciekawość będzie już zaspokojona. Bo wtedy, jeśli Bóg zechce, będę mógł zobaczyć Jego dzieci islamskie, tak jak On je widzi, ogarniętych światłością chwały Chrystusa, jako owoce Jego Męki, obdarzonych Darem Ducha, którego tajemną radością będzie zawsze tworzenie więzi i odnajdowanie podobieństw, nie niwelując różnic.
Za życie utracone, całkowicie moje i całkowicie ich, dziękuję Bogu, który jak gdyby tylko dla tej Radości je stworzył, radości ze wszystkiego i mimo wszystko. Do tego „dziękuję” za całe moje życie wraz z tym, co jeszcze może się w nim zdarzyć, włączam Was wszystkich, przyjaciół dawnych i dzisiejszych, i Was przyjaciół tu na miejscu, a także moją matkę i ojca, siostry i braci, i ich rodziny – moje stokrotnie dzięki, jak obiecałem! A także ciebie, przyjacielu mojej ostatniej minuty, który nie będziesz wiedział, co czynisz. Tak, ciebie też do mojego „dziękuję” włączam i mówię Ci: do zobaczenia w  Bogu, którego widzę także w twojej twarzy. By dane nam było się spotkać, jak dobrym łotrom, w raju, jeśli taka jest wola Boga, który jest Ojcem nas obu. Amen. Inch’Allah.
Algier, 1 grudnia 1993 r. – Tibhirine, 1 stycznia 1994 r