Skarb ukryty w codzienności

Mała siostra Gosia opowiada o pierwszych latach życia na Filipinach.

„ Królestwo Boże podobne jest do skarbu ukrytego w roli…” (Mt 13,44)
Tak, szukam tego skarbu ukrytego w moim życiu, w mojej codzienności. Moim „polem” są teraz Filipiny! Zostałam tu posłana, by uczyć się angielskiego i poznać rzeczywistość inną od europejskiej.
Przez półtora roku mieszkałam w stolicy, w Manili. Powoli zaczęłam poznawać język, przyzwyczajać się do klimatu, do jedzenia. Od 9 miesięcy żyję w naszej nowej fraterni na wyspie Masbate. Bardzo polubiłam to miejsce i tutejszy styl życia. Kiedy wysiadłam z autobusu w Masbate, po 17 godzinach podróży, zobaczyłam miejsce zupełnie odmienne od tego, które poznałam w stolicy. Zrozumiałam, że poznam tu inne oblicze Filipin.
Każdego dnia uświadamiam sobie,  że jest możliwe przeżyć 40 lat i nie wiedzieć tylu rzeczy, które dla wielu są całkiem normalne, nawet dla małych dzieci! Stopniowo dzięki  moim siostrom i sąsiadom uczę się na przykład, jak rozpalać ogień drzewem i jak go podtrzymywać, by przygotować obiad.
Oswajam się też z naszymi kurami: na początki bałam się, że mnie podziobią, ale teraz nawet umiem je   zabić i przygotować do jedzenia po „tutejszemu”! Na co dzień pracuję w naszym ogrodzie. Nauczyłam się już, że nie wystarczy tylko posiać i podlać, ale muszę się troszczyć o to, co wschodzi, pamiętając o użyźnianiu ziemi, odchwaszczaniu, ochronie przed robakami, jeśli chcę, by to, co zasiane, wydało owoce. I tak się zdarza, że przez silne deszcze i zimno nie wschodzi nic… Na przykład, niecałe dwa tygodnie temu przeżyłyśmy silny tajfun który przeszedł przez Masbate. Bardzo silny wiatr i bardzo silny deszcz. Akurat było to nocą. Ludzie, którzy mają domy przy otwartym morzu zostali ewakuowani dzień wcześniej. W nocy czułam jak pod materacem rusza się podłoga- najbardziej jednak obawiałam się o dach. Nasz dom jest jednak stabilny - najbardziej poszkodowana była kaplica, kompletnie zalana- padało przez ściany gdyż są one z plecionki bambusowej.
Cecilia miała akurat dni modlitwy w naszym mniejszym domu- pustelni. Tam został poważnie uszkodzony dach i Cecilia spędziła całą noc w toalecie- jedyne bezpieczne miejsce. Najsmutniejszy widok był jednak rano - większość naszych papaya i bananowców zostało połamanych, widok naprawdę jak po tajfunie. Wszyscy sąsiedzi mieli uszkodzone domy mniej lub bardziej. Na szczęście nikomu nic się nie stało.  Przez parę dni nie miałyśmy prądu- jak zresztą w całym mieście. Mamy już nowy dach-z liści palmowych.
Najprostsze doświadczenie i jednocześnie najbardziej kształcące pochodzi z relacji i z bliskości z ludźmi. Proste, bo wystarczy BYĆ, patrzeć, żyć obok, modlić się, wspólnie pracować, jeść to samo – po to, by rodziła się komunia. Kształcące – bo w Masbate czuję moja odmienność jeszcze bardziej niż w Manili. Moja skóra jest biała i choć chciałabym, by trochę ściemniała, to słońca jest tu za mało – i pozostaję nadal blada! Moja twarz, a jeszcze bardziej mój nos, są inne. Często, jak idę kupować ryby do miasta, czuję na sobie wzrok ciekawskich. Najczęściej w kościele czy na rynku zdaję sobie sprawę, że jestem najwyższa, również wyższa niż mężczyźni. Ile trzeba czasu, żeby się oswoić i znaleźć sposób, by przybliżyć się do innych bez lęku! Jesteśmy bliscy, a zarazem dalecy – tacy sami, a różni.
„Królestwo Boże podobne jest do skarbu ukrytego w roli…”
Skarbem jest dzielenie życia: codzienność jest pełna Bożej obecności. Rano modlimy się wspólnie, Cecilia, Binky (to dwie Filipinki), Seraf (Koreanka) i ja. Następnie dzień wypełnia się prostymi zajęciami: zamiatam podwórko przed domem, zbieram drzewo, przygotowuję mleko kokosowe, by ugotować zupę, piorę pościel, ręczniki i inne ubrania w zimnej wodzie w misce, piję kawę z JanJan, naszym sąsiadem. Modlę się w ciszy na adoracji w naszej kaplicy i na mszy przy dźwiękach gitary, w naszym kościele lokalnym w Ilang.
Wieczorami, kiedy kładę się na materacu, często przyglądam się świetlikom, które latają nad moskitierą. Zanim zamknę oczy, odczuwam wdzięczność w sercu za wszystko, co trudne i piękne. Właśnie dlatego jestem teraz na Filipinach: z powodu skarbu ukrytego w moim codziennym życiu.